28.03.2010



I jak tu mam się przestawić na spanie po ludzku ,kiedy do pracy przez najbliższy tydzień będę chodziła na noc...:-)
Guayaquil -Ekwador

Czekałam na ten Ekwador jak na jakieś objawienie ,liczyłam na totalne odczarowanie naszej podróży,obrót o 180 stopni....i udało się.Mogłam spokoje odetchnąć i nie myśleć już o tym ,że na każdym rogu ulicy stoi jakiś byczek Fernando ,który che mi wyrwać ostatni grosz uciułany przez biedną:)recepcjonistkę z Krakowa.
Na lotnisku przy wjeździe pan w okienku przybił nam pieczątkę i zapytał
-First time in Ecuador?
- Si-odpowiedziałam elokwentnie:)
- Welcome !

I w tym momencie ścięło mnie z nóg...po Wenezueli gdzie ludzie klaskali w ręce ,kiedy kierowca autobusu wpraszał nas z pojazdu pod pretekstem zbyt dużej wielkości naszych plecaków...ten zwykły miły gest ze strony pana "urzędnika lotniskowego" wydał mi się najmilszą i najlepszą zapowiedzią tego co nas w tym kraju może spotkać.
Wychodzimy z lotniska...trzeba znaleźć taxi ,które nas zawiezie do hostelu,jest dobrze po 23 wiec nocna taryfa i spora odległości od lotniska -trzeba się targować!!!Podchodzimy do pierwszego lepszego taksówkarza...do hostelu zawiezie nas za 3 $.!!!W Wenezueli zapłacilibyśmy ze 40 boliwarów czyli 40 zł.

Jeszcze nigdy nie spałam na tak miękkim materacu jak tamtej noc...czysto,cicho ,spokojnie i breakfast included:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz