28.03.2010

Banos.09.2008
Jak to Remik dobrze ujął, nie ma jak wakacje w kiblach:)
Z samego rana wskoczyliśmy w Guayaguil do autobusu ,który miał nas zawieść do pięknego ,małego miasteczka Banos...które leży u stóp gigantycznego aktywnego wulkanu Tugurahua. Mieliśmy plan ...wejść ,zobaczyć,znowu zajrzeć w duszę tego potwora,hmm ...Tugurahua swój stożek ma na wysokości 5020 n.p.m wiec co tu owijać w bawełnę -ciężko będzie ale po to przyjechaliśmy do Ekwadoru,prawda?:)
Znaleźliśmy Travel Agency ,które organizowało wejścia na szczyt wulkanu...przewodnik wytłumaczył nam jak cała wyprawa ma wyglądać,że wejście na szczyt trwa 3 dni bo tak naprawdę najważniejszy był czas na aklimatyzacje bo bez tego ani rusz,cały ekwipunek,wyżerka itp...a teraz koszt?!
Poszliśmy dalej w miasto...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz