2.02.2012

Jutro Bangkok dziś jeszcze Ranong

..właśnie przyszedł pan do kafejki powiedzieć nam ze wszystkie miejsca w nocnym autobusie do Bangkoku są zajęte..kiszka trzeba będzie wymyślić coś innego.Dzis jeszcze idziemy na drinka i pozna kolacje a jutro rano znowu cala szkoła maluchów obudzi nas na pierwszej przerwie .
Dzis rano mieliśmy pobudkę dzieci miały  lekcje muzyki w szkole a tu uwierzcie mi jak śpiewają to cale szkoły...jak ja to uwielbiam.
to co do poczytania:)z Bangkoku

Kawthoung -Birma

Ludzie są bardzo mili ,wszyscy się do ciebie uśmiechają i są troszkę onieśmieleni szczególnie dzieci i kobiety...dzieci maja wypackane buzie takim specjalnym kremem przeciwsłoneczny ,który sobie zakupiłam jak souvenir:)na początku wydawało mi się ze te mazie na twarzy coś oznaczają jaka przynależność  ale to po prostu ochrona przed słońce.
Pochodziliśmy po mieście i chcąc wracać tego samego dnia do Tajlandii musieliśmy pojawić się w burze Imigration przed 3.00 bo potem zamykaj i będziemy musieli zostać tu na noc...nie byłoby w tym możne nic złego ale naprawdę w tym malutkim miasteczku nie ma zupełnie co robić .Jest jeden Hotel ,który zwie się Honey Bear (hotel Miodzio):) ale to cholerstwo zapewne rządowe a my nie do końca mamy ochotę wspierać finansowo birmański  rzad choćby miałaby być to tylko kwota noclegu...dlatego zjawiliśmy się po pieczątkę wyjazdowa przez 15-ta i pojechaliśmy powrotem na Ranong.
Remik jak czasami wypije sobie piwo to wpada w taki dziwny szal zakupowy i to go właśnie dopadło w Birmie....:)chciał kupić sobie jakąś ogromna drewniana dynie na nogach-widelcach,może to i rękodzieło ale cholerstwo wielkie jak moja głowa:) i takie brzydkie ze...on czasami tak ma ,pamiętam jak na Bali koniecznie musiał sobie kupić dwie spółkujące świnki,do tego otwieracze do butelek w kształcie fallusa w rzeczywistych rozmiarach (uwierzcie mi ze panowie pogranicznicy niemieccy mieli niezły ubaw)
Z Moldawii przywiózł mi dzban z dwoma kielichami na szczęście oddaliśmy go komuś w prezencie a teraz ta dynia....:)po moich błaganiach kupił sobie koszulkę ale coś tak czuje ze z ta dynia się jeszcze zobaczę.:)

Ranonog-Tajlandia

Pociągiem do Hati Yai dojechaliśmy w 12 godzin...uwielbiam podróżować Malezyjskimi kolejami...jak wyglądają pociągi malezyjskie? bardzo schludnie ,jest jeden przedział-wagon wdluz ,którego ciągną się łózka .każde ma zasłonkę za którą można się schować...malutkie okienko,lampka no prawi jak w domu:).
Śmieje sie ale naprawdę Polskie koleje nie umywaj się do malezyjskich ...
także po 12 godzinach dojechaliśmy do tranzytowego miasteczka Hati Yai i na piechotką zasuwaliśmy na następny bus station żeby złapać autobus do Ranongu.-udało eis.
Lonly Planet pisze o 6 godzinach jazdy ale to jak zwykle mija sie z prawda bo zajechaliśmy na 20.30 czyli jechaliśmy ponad 8 godzin...autostrady faktycznie maja w Tajlandi ale jak zboczy sie troszkę z kursu i w grę zaczyna wchodzić rozwożenie po okolicznych wioskach t zwanych tubylców to zaczyna się z tego robić 8 godzin a jak widać przewodnik Lonly Planet tego nie uwzględnia:( Usiedliśmy na końcu autobusu za nami siedzieli już tylko buddyjscy mnisi bo oni zawsze maja zarezerwowane miejsca.Siedzę w tej kafejce i co mnie strasznie gryzie w nogi bo oczywisce w butach nie można wejść...rany Julek:)na czym to ja....Ranong to bardzo przyjemne miasto z ,którego łatwo się dostać do Birmy.
Jak sie okazuje MOŻLIWE jest dostanie się do tego państwa droga lądową...dostaje się wizę pass i można wiechac na 15 dni do najbliższego miasta ale warunek jest taki ze nie można wyjachac dalej niz 5 km za obręb miasta.Oczywiście skorzystaliśmy z tej możliwości i pojechaliśmy na jedne dzień do Birmy,lodka za 500 bahtow w jedna stronę..