Po drodze do Tyndy mieliśmy mały przystanek w Czerwonym Kapturku w Neriungri, tam o 2.30 :-) nad ranem jadłam najlepsze na świecie pierogi w rosole ....
Tam tez spotkała mnie jedna ze śmieszniejszych rzeczy podczas całej tej wyprawy a mianowicie....w całej Rosji na każdym dworcu kolejowym pociągi kursują według czasu moskiewskiego a wszyscy wiemy ,ze Rosja jest tak ogromnym krajem ,że ma jeśli się nie mylę 9 stref czasowych i tu zaczął się mały problem...
Przyjeżdżamy na stację w Neriungri, na stacji mamy zegar ten z czasem moskiewskim(dodam iż był to tradycyjny zegar nie elektroniczny ) ,wszystkie okienka są pozamykane no bo to przecież środek nocy,nie ma kogo pytać ,która jest godzina?...my przejechaliśmy przez ostatnią dobę ponad 1200 km wiec ile stref czasowych minęliśmy i czy w ogóle jakaś minęliśmy?Patrze na jedyny zegar ,który jest w zasięgu mojego wzroku i widzę godzinę 10.30 ale czy to 10.30 rano czy 22.30 wieczorem już nie wiem.....okazało się ,ze zegar z czasem tutejszym jest na zewnątrz budynku dworca i wskazuje 2:30 no i teraz licz człowieku jaka jest różnica czasowa miedzy Moskwa a Neriungri i na który pociąg kupić bilet tak ,żeby zdążyć do Tyndy jeszcze przed południem...nagle otwiera się małe okienko w którym siedzą ogromne umalowane na czerwono usta pani kierownik stacji...i po chwili słyszę tylko jak te usta z ironią umówią TURYSTY :-) i widzę jak Remik dzieży w dłoni dwa bilety do Tyndy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz